Zobaczyli z orbity gejzery metanu w Teksasie. Okazało się, że stoją za nimi rakiety

Blue Origin to jedyna firma, której jak dotąd udało się wprowadzić do oferty turystyczne loty za granicę kosmosu. Owszem, cały lot rakiety New Shepard z kapsułą załogową i powrót na Ziemię trwa niespełna kwadrans, ale mimo wszystko pozwala na przekroczenie granicy kosmosu, symulację stanu nieważkości oraz zobaczenie krzywizny Ziemi na tle czerni przestrzeni kosmicznej. Jak się jednak okazuje, działalność takiej firmy to koszt nie tylko dla klientów, ale dla środowiska naturalnego.
Zobaczyli z orbity gejzery metanu w Teksasie. Okazało się, że stoją za nimi rakiety

Firma Jeffa Bezosa wbrew pozorom nie zajmuje się jedynie wynoszeniem turystów w przestrzeń kosmiczną. Oprócz tego firma aktualnie pracuje nad stworzeniem następcy Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz nad silnikami do nowej generacji rakiet. Jak donosi jednak Bloomberg, testy rakiet prowadzone w należącym do firmy ośrodku badawczym w zachodnim Teksasie prowadzą do emisji tak dużych ilości metanu, że nawet z przestrzeni kosmicznej można dostrzec istne gejzery metanu w tym konkretnym miejscu, a to już dobre dla środowiska nie jest, bowiem metan jest niezwykle silnym i skutecznym gazem cieplarnianym, przy którym dwutlenek węgla jest niewinnym chłopcem.

Za odkrycie zaskakująco wysokiego poziomu emisji metanu odpowiada organizacja Carbon Mapper, która monitoruje emisję gazów cieplarnianych na całym świecie za pomocą instrumentu znajdującego się na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. W toku swoich badań, pracownicy Carbon Mappera zauważyli, że z ośrodka badawczego Blue Origin w Teksasie wydostaje się nawet 1,5 tony metanu na godzinę, wytwarzając po jakimś czasie swoistą chmurę metanu widoczną w danych z ISS jako wyraźna plama na mapie Ziemi. Warto tutaj zauważyć, że jak na razie nie wiadomo jak długo utrzymują się te emisje po przeprowadzeniu testów i jak często taka sytuacja zachodzi.

Niezależnie jednak od tego, przyszłość Blue Origin wiązana jest z metanem. Flagowy silnik firmy BE-4 napędzany jest skroplonym gazem ziemnym, który z kolei składa się prawie w całości z metanu, a więc kolejne testy będą oznaczały kolejne emisje.

Przedstawiciele firmy Blue Origin przekonują, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem, a emisje mogą także pochodzić z procesu przelewania skroplonego gazu ziemnego do zbiorników magazynowych ustawionych przy stanowiskach, na których testuje się silniki. Dotąd jednak nikt nie zwracał uwagi na emisje metanu z tego miejsca i nawet nie wiadomo, czy cały metan dostrzeżony z orbity w tym miejscu na pewno pochodzi z testów silników rakietowych. Z drugiej strony, dziennikarze Bloomberga dotarli do dokumentacji, w której można znaleźć wniosek złożony przez firmę do Komisji ds. jakości środowiska w Teksasie, w którym Blue Origin szacuje, że będzie emitował około 60 ton metanu do atmosfery rocznie.

Przemysł kosmiczny będzie coraz bardziej przyczyniał się do zmian klimatycznych

Choć rozmawiając o zmianach klimatu, zazwyczaj skupiamy się na dwutlenku węgla, a metan pojawia się w tych rozmowach tylko czasami, to rzeczywistość jest jednak nieco inna. W raporcie opublikowanym przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Energetyczne możemy przeczytać, że sam metan odpowiedzialny jest za jedną trzecią procesu ocieplania Ziemi, a więc są to wartości zaskakująco wysokie. W ciągu roku na całym świecie emitowanych jest aż 135 mln ton tego gazu. W tym kontekście 60 ton emitowane przez Blue Origin wydaje się nieistotną wartością, ale pamiętajmy, że mówimy jedynie o pojedynczych testach pojedynczych silników rakietowych.

Czytaj także: Starship rozwinie dzisiaj skrzydła! Gigantyczna rakieta Elona Muska będzie miała ciężkie zadanie

Możliwe zatem, że warto przyjrzeć się tej sprawie, skoro zmierzamy ku przyszłości, w której takie silniki będą bezustannie wynosiły kolejne rakiety ze znacznie większą częstotliwością, wtedy 60 ton szybko może się zamienić w 600 czy 60 000 ton, a to już będzie istotny dodatek do naszej zagłady. Poza tym, takim samym problemem będzie Starship (jeżeli kiedykolwiek opanuje latanie na orbitę). A przecież Elon Musk wielokrotnie mówił, że docelowo Starshipy miałyby startować i lądować nawet kilka razy na dobę. Gdyby faktycznie tak wyglądała przyszłość, będziemy mieli poważny problem.

Więcej:rakiety